tak. dzisiaj spadł śnieg i wielki uśmiech zawitał na twarzach połowy
Polaków. Również u mojej rodziny - Natalia i Igor latali po domu od
okna do okna. Prócz mnie..ja się popłakałam. Ale o tym wspominałam
już gdzie indziej. Teraz o dziwo, moje samopoczucie się poprawiło, mimo,
że nie rozmawiałam z Tobą, nie pojawiło się cudowne Twoje imię w prawym,
dolnym rogu...przed domem stoi ogromny, uśmiechnięty bałwan. już mi go szkoda.
pewnie jakieś gnojki go rozwalą. Niech będzie dla mnie przykładem..będzie uśmiechał się, aż do ostatniego swojego dnia i to jest świetne..w domu oprócz radości ze śniegu, pachnie pierniczkami i ogółem jest ciepło. Oczywiście eliminujemy moją osobę. Mi jest zimno, chce, żeby ktoś mnie mocno przytulił. Żebyś Ty mnie przytulił. Od rana w kółko słucham tych samych piosenek. po 30razy, a potem to już nawet się nie orientuje, że leci 54 - jak to moja mama stwierdziła, zirytowana tą samą melodią. ściągam sobie nowe filmy.
znowu nie wiem jakie - wiem, że mam na nich ryczeć. "Malowany Welon", "Pamiętnik" i coś tam jeszcze. Potem pewnie zdam recenzje...jestem myśli, że się nie zawiodę. Najwyżej na sobie, że zamiast obejrzeć coś wesołego, pocieszającego, JA zapadam się bardziej. no cóż...
11 days to Christmas.